Jak się łatwo można domyślić moim głównym "pochłaniaczem" czasu jest teraz kuc. Codziennie wsiadamy, na kilka minut, poczłapiemy trochę stępem, cofniemy, od ostatniego czasu trochę też kłusujemy (a wysiedzenie na jej grzbiecie nie jest wbrew pozorom takie proste. Ale o tym później.
Zacznę jednak trochę bardziej figurkowo.
Siodełko któregoś dnia trafiło w moje ręce i znalazła się sposobność by coś tam do niego dorobić.
Jak widać dodane zostały poduszki podbicia. Wszystko wygląda jeszcze trochę dziwnie, bo brakuje... (kurcze, jak to się po Polsku nazywa?) ang. Skirt, a chodzi mi o ten element przy siedzisku, który "zakrywa" aparat puśliskowy.
Coś co robiłam wczoraj wieczorem (dzisiaj leżę sobie w domciu, prawdopodobnie jelitówka),
czyli derka padokowa.
Brak pasów na piersi, pod brzuchem i pod ogonem, ale się dorobi. Od spodu jest filc, a na wierzchu nieprzemakalny materiał (z takiej jakiejś dziwnej torby). Być może dorobię jeszcze futerko na kłębie.
Czytelnicy forum (i strony Figurki Schleich na Facebook'u) wiedzą, że jakiś czas temu wykonałam mojego pierwszego aerografowego konika. Choco poszedł na pierwszy ogień.
Jak widać nie wygląda tu tak źle jak na tym jednym nocnym zdjęciu (tam to była totalna porażka) a na tych zdjęciach to nawet da się na niego patrzeć.
Kopytka chyba najlepsze, jakie do tej pory zrobiłam.
Ma na sobie sporo grudek, a farba jest nieco "ziarnista", ale jest znośny, więc na razie go takiego zostawiam.
To tyle z figurek, przejdźmy do kucykowej części.
W ostatnim poście mogliście obserwować pierwsze przewieszanie Poczyniłyśmy spore postępy.
Pierwsze wsiadanie (i krótka oprowadzanka)
Innego dnia krótka, ale za to samodzielna jazda w siodełku, potem chwilka na oklep.
Bodajże w kolejną niedzielę znowu zaczęliśmy spacerkiem, a potem było "śmiganie" na miejscu.
Wyszliśmy na ogród i po chwili nerwowego dreptania na uwiązie, Kropki dosiadł tata. Problem jest taki, że tata "nie najlepiej" jeździ. Jest ciężki i ma mało delikatny dosiad, praktycznie nie podąża za ruchem konia. Użył swej męskiej siły i chwile pokłusował, ale Kropa bardzo się wkurzała i niewiele z tego wyszło.
A to się działo praktycznie cały czas. Skłoniło mnie to do refleksji, skoro Kropka chodzi grzecznie na kantarze, to po co "katować" ją wędzidłem? Do metalu wrócimy może wiosną, na razie jeździmy bez.
Oto mój nowatorski wymysł *śmiech na sali*
To najprostsze co mogłam zrobić z ogłowiem nie psując go i nie wchodząc w koszty. (Jakby co to wodze się przyczepia do pasków policzkowych...)
A to najzwyklejszy kantarek sznurkowy, w którym moim skromnym zdaniem Kropcia wygląda słodko :3
W tygodniu były spokojne stępowe oklepy, a w następną niedzielę znowu spacerek i... mój pierwszy kłus na jej grzbiecie! Jedna z wodzy na szyjkę, tata trzyma za uwiąz i idziemy na spacerek. Daleko od drogi, na polnej drodze wsiadamy (w kasku, oczywiście). Chwilka stępa, a później odrobinka kłusa. Zsiadłam dość wcześnie, bo zbliżaliśmy się do lasu, a tam zwykle są wyskakujące zwierzęta. Mimo wszystko było świetnie.
Potem wróciliśmy do domu, chwila odpoczynku, siodłamy i na ogród. Tym razem od początku siedziałam ja i na dobre nam to wyszło.
Piosenka wybrana z premedytacją :)
A dzisiaj skorzystałam z pięknego słońca i poszłam obfocić niunię.
Taki piękny oszroniony ogród *.*
I uciekająca Pepsi :3
Jak śmiesz przeszkadzać mi w jedzeniu?!
Coś dla detalo-lubnych :)
To chyba będzie tyle z mojej strony...
Jeśli ktoś (tak jak ja) jest fanem filmików z przemianami koni, to mogę kilka polecić.
Kocham je za dobrą jakość, mądry przekaz, przydatne wskazówki, dobrze dobraną muzykę.
Całość naprawdę chwyta za serce i dodaje otuchy.
2 od jednej autorki, bardzo ją podziwiam.